Ten post jest trochę inny. Zawiera omówienie filmu dotyczącego eksperymentu w klasie, w której od lat były stosowane dane metody, lecz postanowiono wprowadzić innowację.
Pierwsza
moja myśl związana z filmem pod tytułem „Eksperyment w klasie”[1] dotyczy tego, dlaczego nie
pokazujemy realiów polskich szkół tylko pracujemy na zagranicznych materiałach?
Żałuję, że w Polsce nie przeprowadzono (a przynajmniej ja o takim nie
słyszałam) takiego doświadczenia. Myślę jednak, że sytuacja w naszym państwie
wygląda podobnie, jeśli mowa o zaangażowaniu uczniów i nauczyciele na lekcjach.
W
zajęciach uczestniczą uczniowie, którzy interesują się i poprzez zgłaszanie się
do odpowiedzi chcą zdobywać wiedzę, oraz tacy, którzy milczą a wtedy nie
wiadomo, czy osiągają postępy w nauce. Większość uczniów nie wierzy w to, że
ich horyzont wiedzy się poszerza. Sądzą, że nie uczą się zbyt wiele i ich
zdaniem lekcje są nudne.
Profesor
Dylan Wiliam ma pomysł jak uaktywnić młodzież na zajęciach. Jego pierwszym krokiem
jest wprowadzenie „patyczków”. Zamiast podnoszenia rąk nauczyciele mają za
zadanie losować uczniów do odpowiedzi poprzez patyczki z imionami. Z początku
wprowadza to frustracją wśród uczniów, oraz nauczycieli. Nowa sytuacja
wprowadza chaos. Wszyscy uczestnicy uważają pomysł za bezsensowny i chcą wrócić
do starego trybu. Moim zdaniem problem
wynikał nie z bezsensowności pomysłu, lecz tego, że ludzie przyzwyczajają się i
w nowych warunkach czują niepokój. Lubimy zmiany, lecz gdy ktoś próbuje zmienić
naszą codzienną rutynę to automatycznie się buntujemy.
Profesor
Wiliam nie poddał się i uspokajał zarówno uczniów, jak i nauczycieli.
Podpowiedział pracownikom szkoły, że mogą modyfikować pomysł z losowaniem
patyczków pod swój tryb pracy. Nagle pomysł zaczął przynosić realne korzyści.
Uaktywnił klasę i sprawił, że nieśmiałe dzieci przestały bać się wyrażać swoje myśli.
Były w klasie dwie uczennice, które cechowały się większą wiedzą niż przeciętna
część klasy. Z początku obydwie negatywnie podchodziły do zmian, lecz jedna z
nich się przekonała. Zobaczyła, że to integruje klasę i wpływa pozytywnie na
słabszych uczniów. Myślę, że również zaczęła się między nimi tworzyć więź,
ponieważ wcześniej uczniowie niewidoczni byli przez nich niezauważani. Byli,
lecz z nikim nie dyskutowali, nikt nie wiedział, co myślą na dany temat. Poprzez wyrażanie opinii
otworzyli się i dali poznać. Druga dziewczynka po dwóch tygodniach nadal czuła
się sfrustrowana, że nie może odpowiadać i musi słuchać złych odpowiedzi.
Nauczyciele
argumentowali z początku, że pomysł patyczków zaniża poziom najlepszych
uczennic. Moim zdaniem tak nie było, ponieważ one i tak znały odpowiedź. Fakt,
że słuchały złych nie spowodował zwątpienie w swoją wiedzę. Chciały powiedzieć
dobrą, by tak jak to określił Profesor skupić uwagę na sobie. Dla nieśmiałych uczniów
jednak to wybawienie, ponieważ nie wierzyli w siebie a nagle zauważyli, że mogą
być równie inteligentne. Dla tych, którzy nie znali odpowiedzi nastała szansa,
by wysilili się i spróbowali pomyśleć i poznać odpowiedź z podpowiedzią, co
nadal zmusza ich do pracy mózgu a nie tylko bezmyślnego siedzenia w ławce. W
pewnym momencie filmu uczeń mówi, że wcześniej lekcje dla niektórych były po
prostu do przesiedzenia, zero stresu a jednak w niewielkich ilościach jest on
potrzebny. Co ważne Profesor przewidział, że niektórzy będą sfrustrowani, że
znają odpowiedź a nie mogą odpowiedzieć. Uczy ich tego, że nie zawsze wszystko
jest ich po myśli. W życiu dorosłym miałyby duże zderzenie z rzeczywistością.
Moim zdaniem uczy także tego, że nie są najważniejsze. To budujące, że tak dużo
wiedzą, lecz powinny też umieć się zatrzymać, by zadbać o innych.
Gdy
nauczyciele skupiali się tylko na bronieniu interesów tych wybitnych uczennic
trochę zrobiło mi się przykro, ponieważ miałam wrażenie, że skreślili te ciche
dzieci – „nie chcą mówić to niech nie mówią” a przecież to dzieci. Odczułam też
pewne subiektywne odczucia, ponieważ sama byłam cichą uczennicą, która znała
odpowiedź, lub chciała się wypowiedzieć, ale się wstydziła wchodzić w drogę tym
mądrzejszym. Przecież oni na pewno powiedzą to lepiej. Dopiero na kolejnych
etapach nauki zauważono, że moje milczenie to nie kwestia braku wiedzy, lecz nieśmiałości
i zachęcano mnie do aktywnej pracy. Jednak szkoła podstawowa nie aktywizowała
mnie przez co często rozmawiałam z innymi uczniami, ponieważ się nudziłam. Była
również sytuacja, gdy wychowawczyni zauważyła mój talent do rysunku, lecz nie
wyczułam tego, ponieważ nie byłam przyzwyczajona do tego, że na mnie jest
skupiana uwaga i zrobiłam szkic byle jak na parapecie na szybko a miał być na
konkurs. Dopiero gdy usłyszałam, że jest zawiedziona, bo wie, że stać mnie na
więcej zrozumiałam, że „jestem coś warta” i mogłabym czymś się wyróżniać, że
wcale nie muszę być przeciętna. Dlatego sądzę, że Profesor z tym zadaniem miał
rację. Całkowicie go popieram, a jeśli ta uczennica czuje, że potrzebuje więcej
to powinna brać udział w dodatkowych zajęciach, oraz konkursach, które oferuje
szkoła, ponieważ choć nie ma o tym w filmie to na pewno takowe są, bo każda
szkoła bierze udział w jakiś dodatkowych przedsięwzięciach. W gimnazjum na
przykład powierzono mi gazetkę szkolną, dział z recenzjami książek. Ona na
przykład mogłaby udzielać korepetycji słabszym uczniom skoro frustruje ją, że
zaniżają poziom. Powinna dowiedzieć się, że nie tylko nauczyciel może próbować
wyrównać ten poziom.
Uczniowie
zwrócili uwagę na to, że frustrujące jest, gdy zostają wylosowani, gdy czegoś
nie wiedzą, a nie gdy wiedzą. Owszem jest to irytujące, ale nauczyciel wie, że
musi przystanąć i wyjaśnić dokładniej.
Druga
zmiana to wprowadzenie aktywności fizycznej przez zajęciami – 10 minut. W
szkole w Chinach przerwa na aktywność to norma i trwa o wiele dłużej. Tutaj
uczniowie z początku byli niechętni, następnie zaczęło im się podobać, ale gdy
zauważyli, że mają robić to codziennie to zaczęli się buntować, mimo że sami
mówili o większej motywacji do nauki po ćwiczeniach. Trochę nie rozumiem ich
buntu, ponieważ zamiast przychodzić na 8:40 mieli przybywać na 8:30 – nie
sądzę, aby to była taka duża różnica. Byłoby to logiczne, gdyby mieszkali z
dala od szkoły i rozkład jazdy autobusów im na to nie pozwalał, ale przecież
docierają autobusem szkolnym, lub przywożą ich rodzice. Te 10 minut nie powinno
mieć dużego wpływu na ich wyspanie, bądź nie, a na aktywność jak najbardziej. Wydaje
mi się, że ten bunt był raczej obawą, co będzie dalej, bo to już duże dzieci.
Nauczano je w pewien sposób, a nagle wprowadza się jakieś zmiany bez pytania
ich o zdanie. Oznajmia się im, że teraz po kilku latach mają postępować
inaczej.
Trzecia
zmiana dotyczy kubeczków o barwach sygnalizacji świetlnej, które mają na celu
komunikację z nauczycielem, czy nadążają z tematem, czy rozumieją, czy należy
coś powtórzyć. Zamysł ogólnie jest dobry, lecz słabo mnie to przekonuje, że w
klasie, gdzie jest 24 uczniów nauczyciel będzie pilnował patyczków, programu
nauczania i jeszcze kubeczków. Jest to realne, ale wymaga dużego samozaparcia i
dyscypliny. Jeszcze do pilnowania dochodzą tabliczki, na których uczniowie mają
zapisywać odpowiedzi. Nie sądzę, by nauczyciel miał czas, by przejść za każdym
razem po klasie i przeczytać każdą tabliczkę z odpowiedzią. Sądzę, że powinno
być mnie materiału w szkołach do przepracowania, bo więcej czasu w szkole moim
zdaniem nie wchodzi w grę, ponieważ i tak bardzo dużo spędzają go w placówce.
Jednak
nauczycielka biorąca udział w eksperymencie bardzo dobrze poradziła sobie z
kubeczkami. Dla niej były one rzeczywiście pomocne. Cierpliwie podchodziła do
każdego. Nikt nie krzyczał, że jeszcze on potrzebuje pomocy, nikt nie musiał
przez kilkanaście minut trzymać ręki w górze. Zapytani uczniowie o nowe metody
wyrażali się pozytywnie zarówno o kubkach, jak i o tabliczkach, pomimo że inna
nauczycielka nie radziła sobie ze zmianami. Moim zdaniem to nie wina metod. To
ta pierwsza nauczycielka jest zdyscyplinowana i cierpliwa. Jakich metod by nie
używała uczniowie będą grzecznie pracować, bo jest otwarta na ich potrzeby. Ta
druga nauczycielka widać, że sobie nie radzi, nie tylko ze zmianami, ale w
ogóle z grupą. Dzieci czasem hałasują, to normalne i zamiast dać im chwilkę i sprawić,
by się wyciszyły – krzyczy, a ma naprawdę męczący głos, taki trochę za wysoki. Od
razu przypominają mi się zajęcia Emisji głosu o istocie pracy głosem w zawodzie
nauczyciela. Sądzę, że nieodpowiednie jest także to, że uczniowie pokazują
czerwone kubki, czyli że nie rozumieją a ona lekceważy ten fakt i dalej
prowadzi lekcję. Moim zdaniem to brak szacunku do ucznia. W ten sposób
pokazuje, że nie jest dla niej ważne, co mają do powiedzenia i ich potrzeby,
tylko że przyszła tu odpracować swoje, dostać wypłatę i iść do domu. Zdolni
uczniowie podnosili czerwone kubki a ta pani nadal do nich nie podeszła, nie
wytłumaczyła. Na nagraniu można zauważyć zirytowaną twarz Profesora, któremu
się nie dziwię.
Profesor
Dylan Wiliam postanowił zapytać uczniów, co one by wprowadziły do lekcji z
Panią Obi. Skrępowane odpowiedziały, że nigdy nie komentują pracy nauczyciela,
ponieważ uznaliby to za niegrzeczne. Trudno się z nimi nie zgodzić, ale to
pokazuje jak wysokie ego mają dorośli, gdy młode pokolenie chce im pomóc a nauczyciele
sądzą, że oni wiedzą lepiej. Poza tym to przecież oni przyszli nauczać. W
rzeczywistości moim zdaniem nauczyciele i uczniowie uczą siebie nawzajem. Uczniowie
poproszeni o wyrażenie opinii, a zarazem pomoc nauczycielce czuli się
wyróżnieni, a także zaufanie ze strony dorosłych, oraz odpowiedzialność.
Zabawne
wydało mi się, gdy już wszystko działo się po myśli Profesora, nauczyciele i uczniowie
sprawnie działali, stosując jego metody nagle zniknęły patyczki z pewnymi
imionami. Jednak by dowiedzieć się, kto wyjął patyczek z imieniem, kto nie
chciał być pytany, lub czuł się zignorowany, oraz chciał pokazać, że ta zmiana
mu się nie podoba trzeba obejrzeć drugą część[2].
Swoje
patyczki wyjęła najbardziej inteligentna dziewczyna prawdopodobnie na roku. To
ta, która długo nie mogła zaakceptować patyczków. Jednak w ostatniej wypowiedzi
uznała, że nawet jeśli patyczki nie zostaną wprowadzone na stałe to cieszy się,
że ta metoda zaistniała, ponieważ dzięki niej zauważyła, że wielu jej kolegów i
koleżanek jest bardziej inteligentna niż się spodziewała. Obawiam się, że nie
zrozumiem w pełni jej intencji, dlaczego to zrobiła z powodu bariery językowej.
Nie rozumiem na tyle płynnie angielskiego a nie ma napisów polskich.
Zrozumiałam,
że dziewczynka nie chciała być pytana wtedy, kiedy zostanie wylosowana, bo
powstało ryzyko, że przydzielone zostanie jej pytanie, na które nie zna
odpowiedzi, a przez lata tworzyła reputację osoby, która zna odpowiedź na
wszystkie pytania. Bała się, że „straci” w oczach swoich kolegów. Sądzę, że to
też ważna lekcja dla niej, że nawet jako osoba bardzo zdolna ma prawo czegoś
nie wiedzieć i nikt nie ma prawa jej za to potępiać, czy wyśmiewać.
Zaginione
patyczki należały również do jej najbliższych koleżanek, również najlepszych w
klasie. Jeśli dobrze rozumiem dziewczynki wciąż nie mogły się pogodzić z
frustracją, że nie są pytane wtedy, kiedy one sobie tego życzą.
Bardzo
podoba mi się zaangażowanie Profesora, tłumaczącego wszystko osobiście
dzieciom. Nie wysługuje się pośrednikami, lecz sam podchodzi i pyta dzieci o
zdanie.
Kolejna
zmiana to „komentarz zamiast oceny”. Uczniowie, którzy dostają niskie oceny
poddają się, zniechęcają, gdy słyszą, że ich koledzy dostali wyższe oceny.
Widzę,
że te wszystkie zmiany są istotne, ale trudno mi nie myśleć o dodatkowych
obowiązkach, zadaniach, które nakłada się na nauczyciela a choć nie znam
zarobków nauczycieli w innych państwach to w Polsce wypłata nie jest adekwatna
do tego, ile pracownicy szkoły wkładają wysiłku.
Ze
strony uczniów to również dodatkowy wysiłek i również potrzebny, ponieważ
wcześniej widzieli ocenę i koniec. Teraz muszą przeczytać uwagi i odnieść się
do nich. Rzeczywiście poprawiają swoją wiedzę a nie dostają tylko „nagrodę” i
mogą zapomnieć. Inteligentni uczniowie uznali, że się ich krytykuje i ocena
jest negatywna, choć to było po prosto opisanie, co mogli zrobić lepiej.
Kolejny
etap zmian – wprowadzenie rodziców w nauczanie dzieci. Dla niektórych rodziców
to było takie… „Tyle lat szkoły, pracy i mam się cofnąć?”, ale niektórzy
rzeczywiście się zaangażowali i chcieli poznać życie swoich dzieci, a raczej
istotną część tego życia. Miłe doświadczenie, że rodzice mogli wcielić się w
rolę swoich dzieci w pewnym sensie, oraz spędzić z nimi dodatkowy czas.
Nauczyciel
zauważył, że uczniowie, którzy nie byli zaangażowani nagle stali się bardziej
aktywni, lecz ci pracujący zaczęli rozrabiać.
Nie
jestem pewna, czy dobrze zrozumiałam, ale by z powrotem zainteresować uczniów
wprowadzono tajemniczego ucznia, czyli nauczyciel będzie oceniał wybranego
ucznia w ukrytej tabelce, uczniowie nie będą wiedzieli o postępach ani kto jest
wybrany do oceny. Gdy uczeń zbierze odpowiednio 3 plusy lub 3 minusy będą
wprowadzane konsekwencje. Nagroda to wycieczka dla całej klasy. Moim zdaniem ma
to ich nauczyć bezinteresowności, ponieważ będą musieli cały czas pracować i
nie będą wiedzieli, jak i kto jest oceniany. Uważam, że to dobrze, że
nauczycielka nie powiedziała, kto był ukrytym studentem, bo nie dostali tych
trzech punktów, więc by się mogli mścić, a tak wiedzą, że każdy z nich musi być
grzeczny, bo każdy z nich może podlegać ocenie.
Uczennicom,
które były najbardziej zaangażowane zależy na ich ocenach i złoszczą się na
komentarze, bo nie wiedzą, czy są oceniane pozytywnie, czy negatywnie. Sądzę,
że można wprowadzić komentarze, a po tym, jak pracują przy omawianiu ocenić,
uwzględniając pracę, ale i zaangażowanie w poprawianie, omawianie pracy.
Zauważyłam,
że pomysły Profesora najlepiej działają po jego interwencji. Mam wrażenie, że
nauczyciele, dla których to też coś nowego nie umieją dokładnie wcielić to w
życie, tak jak wyobrażał sobie Profesor Wiliam. To zrozumiałe, dlatego dobrze,
że pomysłodawca nadzorował eksperyment.
Cieszę
się, że ostatecznie doświadczenie się udało. Chociaż trudno powiedzieć, czy te
metody będą stosowane poza projektem. Myślę, że w szkołach byłoby ciekawiej z
nimi, ale wymagają za dużo wysiłku na dłuższą metę – zarówno dla nauczycieli,
jak i uczniów.